Zbiórkę przed szkołą zaplanowaliśmy o 455 i wszyscy są na czas. Niektórzy lekko protestują, że wcześnie, że jakoś tak dziwnie pusto na ulicach, albo że śniadanie jeszcze nie zjedzone. Pozostali, ukradkiem ziewając, wyczekują wynajętego „busika”. Nikt się nie spóźnił, na ten dzień czekaliśmy od 4 miesięcy.
Kilka minut po piątej wyruszamy do Warszawy, na wycieczkę będącą nagrodą za zajęte II miejsce w konkursie filmowym „Pozytywnie nakręceni” w ubiegłorocznej edycji programu Zachowaj Trzeźwy Umysł. Fundatorem nagrody jest Stowarzyszenie Producentów i Dziennikarzy Radiowych w Poznaniu. To druga część nagrody. Pierwsza, kamera filmowa, towarzyszy nam w podróży.
Droga do stolicy wygląda spokojnie, jak na gimnazjalistów przystało: „…daleko jeszcze…?” , „…a co tam będziemy robić...?”, „…no to, daleko jeszcze…?”. A czy my do ZaSidmioGóroGrodu jedziemy, czy co? Za Lublinem chłopcy zaczynają się zastanawiać jak wróble jedzą banany, w jaki sposób szybko zdemontować nowoczesny autobus i pozyskać tak cenne w czasie ewentualnej demonstracji w stolicy śruby i opony? Co kilkanaście minut rozpoczynają poszukiwania „firankowego potwora”. Żeńska część ekipy nie jest wcale mniej twórcza. Podejmuje stopniowo (oczywiście z góry skazane na niepowodzenie) próby negocjacji nad włączeniem do programu obowiązku zwiedzania wszystkich warszawskich galerii handlowych. A gdyby tak zupełnie zrezygnować z zabytków na rzecz Plazy i Złotych Tarasów? To "byłoby fajnie”. Nic z tego. Opiekunowie są okrutni, bezwzględni i, podobnie jak nasi kierowcy, mają nieziemską cierpliwość.
W tak sielankowym nastoju, bez jakichkolwiek opóźnień, mijamy rogatki miasta i niedaleko mostu Śląsko – Dąbrowskiego spotykamy się z naszym przewodnikiem. Rozpoczynamy podróż po najciekawszych miejscach Starego Miasta. Wiedza przewodnika jest naprawdę imponująca. Z każdym krokiem przekonujemy się, że „znajomość tematu” to jego mocna strona. Trudno w tak krótkim czasie opowiedzieć historię miasta, ale pan Marcin radzi sobie znakomicie. Wycieczkę rozpoczynamy od zabytku z niedalekiej przeszłości - ruchomych schodów przy Trasie WZ, dziś odrestaurowanej i działającej „pamiątki” po latach braterstwa pomiędzy ZSRR i Polską Ludową. Na rogu Placu Zamkowego dowiadujemy się m.in. skąd wzięła się nazwa akcji Góral, przeprowadzonej 12 sierpnia 1943 roku w samym centrum miasta przez oddział Kedywu i jak ruch oporu wielokrotnie grał na nosie niemieckim okupantom. Idziemy na spacer wokół murów odwiedzając pomnik Małego Powstańca, Barbakan i jedyny dom, który nie mógł znajdować się w obrębie murów Starego Miasta – dom miejskiego kata. Dowiadujemy się, dlaczego kat mógł dorabiać sobie prowadząc pierwszy w Warszawie „ciuchland”. Przewodnik opowiada nam także o wędrujących warszawskich pomnikach. Spacer ulicami Starego Miasta jest przesympatyczny. Pod pomnikiem – fontanną z Syrenką, cała grupa traci na chwilę zainteresowanie historią Zapiecka, Bazyliszka oraz odrestaurowanych kamieniczek Starego Miasta i wszyscy improwizujemy wielką sesję zdjęciową. Niestety czas płynie nieubłaganie, musimy żegnać Stare Miasto, bo czeka na nas kolejna atrakcja, czyli wizyta w bloku F przy ulicy Woronicza 17.
Po tej wizycie każdy może powiedzieć: „słuchaj stary, byłem w telewizji”. Zwiedzamy studia, gdzie nagrywane są programy sportowe i publicystyczne, przewodnik opowiada nam o specyfice pracy w reżyserce, technikach oświetlenia i nagłośnienia. Wszystkiego można dotknąć – to nie muzeum! Niektórzy próbują uruchomić kamery, a inni lepiej czują się w zasiadając głębokich fotelach dla jury. Studio „od kuchni” wygląda zupełnie inaczej niż na ekranie telewizora. Mamy też możliwość przyjrzenia się pracy komentatorów w studio. Trwa właśnie retransmisja ceremonii ślubnej księcia Williama i Kate Middleton, a w studio obok redaktorów siedzi… Jolanta Kwaśniewska. Tylko 5 metrów od nas. Niestety trwa nagranie, więc nie możemy przeszkadzać. Na otarcie łez… muzeum telewizji. Opiekunowie jeszcze rozpoznają niektóre eksponaty: plansze i dekoracje. Dla uczniów to już zupełnie nieznana historia. Na ruchomych schodach Gabryś próbuje dogonić uciekający czas i ci którzy widzą całą akcję mówią później, że „wróbel próbował wywinąć orła” . Grupa dziewcząt wzbudza cały czas zainteresowanie przechodzących pracowników telewizji. Nie ma się czemu dziwić – wyglądają jak urodzone aktorki i modelki, które przyjechały na zdjęcia do programu o modzie.
A jak zdjęcia i film… to oczywiście kino. Szybko żegnamy przeszklone biurowce telewizji i ruszamy na spotkanie z X muzą. Kino 5D Extreme! Uczta dla zmysłów. W repertuarze 3 różne filmy, ale my chcemy prawdziwe „extreme”. Wybieramy film „Kot i duchy", czyli opowieść o tym, co może zobaczyć kot spacerujący nocą po opuszczonym (?) domu. Obraz reklamowany jest jako najmroczniejszy film 5D w Polsce. Mrożąca krew w żyłach stara, opuszczona posesja i pełen tajemnic ogród, tunele, krypty i ich mieszkańcy – ci żywi i ci bardziej „przezroczyści”. Łączy ich jedno: „mruczuś” Felix nie jest tu mile widziany.
Wystraszeni i zmęczeni jedziemy na obiad, a potem ruszamy na dalsze zwiedzanie miasta. Obowiązkowo: Łazienki, pomnik F. Chopina, Belweder (niestety tylko od strony ogrodu - chłopcy bardzo chcieli spotkać się z p. Prezydentem), a potem Plac Piłsudskiego i Grób Nieznanego Żołnierza. Chłopców bardzo intryguje geneza nazwy małej kawiarenki w Łazienkach, dziewczęta zajęte są fotografowaniem … wszystkiego. Oczywiście najchętniej pozują sobie nawzajem, ale później okaże się, że na zdjęciach równie często pojawią się kwiaty, pawie, gołębie, kamienie… słowem wszystko, co jest wolniejsze od migawki aparatu. Przed Grobem Nieznanego Żołnierza z takim zainteresowaniem i ożywieniem dopytują się o inskrypcje na tablicach, że dzielni wartownicy powoli zaczynają… czerwienić się i uśmiechać pod nosem. A może uśmiechają się z innego powodu?
Na Placu rozstajemy się z naszym przewodnikiem – kopalnią wiedzy i anegdot. Poświęcił nam i tak zbyt wiele czasu. Później jeszcze sami na kilkanaście minut idziemy pożegnać się z miastem. Przypadkowa kąpiel w fontannie nie jest zaplanowana, ale fontanna wygląda tak niewinnie. Ożywa nagle wystrzeliwując w niebo gejzery wody. Całe szczęście, że nie jest zbyt zimno, a dziewczyny sprytnie uciekają przed strumieniami tryskającymi „z chodnika”. I oczywiście znowu zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia…. Przy pomniku Mikołaja Kopernika spontaniczny happening i już towarzyszymy muzykom alternatywnym w ich performance (instrumenty perkusyjne mają baaaardzo nowoczesne i oryginalne), potem szybka kolacja w KFC i zmęczeni ruszamy w drogę powrotną. Odjeżdżamy, ale mamy wrażenie, że Warszawa jeszcze długo nie położy się spać. Nas jednak czeka długa droga do domu. Pod szkołą i w domu czekają przecież już na nas stęsknieni rodzice.